Wstyd w reklamówce: Jak teściowa zniszczyła moją cierpliwość

– Kinga, czy ty naprawdę musisz tak wyglądać? – usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi wejściowe. Głos mojej teściowej, pani Haliny, rozbrzmiał w przedpokoju jak dzwon alarmowy. Stała już w kuchni, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z góry. Miałam na sobie zwykłe dżinsy i sweter, ale dla niej to zawsze było za mało.

– Dzień dobry, mamo – odpowiedziałam cicho, próbując nie dać się sprowokować. W głowie już czułam narastające napięcie. Wiedziałam, że ten dzień nie będzie łatwy.

Mój mąż, Paweł, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę. Jego milczenie bolało mnie bardziej niż słowa teściowej. Zawsze stawał po jej stronie albo uciekał w obojętność. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam rozpakowywać zakupy.

– I po co tyle tych gotowych rzeczy? – ciągnęła Halina, zaglądając mi przez ramię do reklamówki z Biedronki. – Kiedyś kobiety same gotowały, a nie kupowały jakieś gotowce! – wyciągnęła z torby opakowanie pierogów i machnęła nim przed nosem Pawła. – Widzisz? To ma być obiad dla twojego syna?

Poczułam, jak robi mi się gorąco na twarzy. Mój syn Staś miał dopiero trzy lata i był bardzo wybredny. Próbowałam różnych sposobów, żeby go nakarmić, ale czasem po prostu brakowało mi sił. Pracowałam na pół etatu w bibliotece, a resztę dnia spędzałam z dzieckiem. Paweł wracał późno i nie angażował się w domowe sprawy.

– Mamo, dzisiaj miałam ciężki dzień w pracy – zaczęłam nieśmiało. – Nie miałam czasu gotować od podstaw.

– Ciężki dzień? – prychnęła Halina. – Ja wychowałam troje dzieci i zawsze miałam czas na wszystko! Ty jesteś po prostu leniwa.

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Chciałam coś powiedzieć, ale Paweł podniósł wzrok znad gazety i rzucił tylko:

– Daj spokój, mamo. Kinga się stara.

To jedno zdanie miało mnie pocieszyć, ale zabrzmiało jakby mówił do dziecka, które trzeba pogłaskać po głowie. Poczułam się jeszcze gorzej.

Halina nie dawała za wygraną. – Ja to bym się wstydziła takiego obiadu! – rzuciła i wrzuciła pierogi z powrotem do reklamówki. – Jak chcesz być dobrą matką i żoną, to się postaraj!

Wtedy coś we mnie pękło. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystkim i wyjść z domu. Ale Staś wbiegł do kuchni z uśmiechem i przytulił się do mojej nogi.

– Mama, głodny jestem! – powiedział radośnie.

Spojrzałam na niego i poczułam łzy napływające do oczu. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość przy dziecku.

– Zaraz ci podgrzeję obiadek, kochanie – odpowiedziałam drżącym głosem.

Halina patrzyła na mnie z satysfakcją. Wiedziałam, że wygrała tę rundę. Ale coś we mnie zaczęło się zmieniać. Zaczęłam zadawać sobie pytanie: ile jeszcze wytrzymam?

Wieczorem, kiedy Staś już spał, usiadłam z Pawłem w salonie.

– Paweł… – zaczęłam niepewnie. – Czy ty naprawdę nie widzisz, jak twoja mama mnie traktuje?

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Ona po prostu taka jest. Musisz się przyzwyczaić.

– Ale ja już nie mam siły! – podniosłam głos. – Codziennie czuję się przez nią gorsza! Nie mogę nawet spokojnie zrobić zakupów bez jej krytyki!

Paweł wzruszył ramionami.

– Przesadzasz.

Wtedy poczułam się naprawdę samotna. Miałam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie.

Następnego dnia Halina przyszła znowu. Tym razem przyniosła własnoręcznie zrobione pierogi i postawiła je na stole z triumfalnym uśmiechem.

– Tak wygląda prawdziwy obiad – powiedziała głośno.

Nie wytrzymałam.

– Mamo Pawle, proszę przestać mnie krytykować! Staram się jak mogę i nie jestem gorsza tylko dlatego, że czasem kupię gotowe jedzenie!

Halina spojrzała na mnie zaskoczona.

– Oho! W końcu masz coś do powiedzenia? – zakpiła.

– Tak! Mam! I proszę szanować moje wybory! To mój dom i moje dziecko!

W salonie zapadła cisza. Paweł patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Halina przez chwilę milczała, a potem bez słowa wyszła z kuchni.

Serce waliło mi jak młotem. Bałam się konsekwencji swojego wybuchu, ale poczułam też ulgę. Po raz pierwszy od lat postawiłam granicę.

Wieczorem Paweł podszedł do mnie niepewnie.

– Może rzeczywiście powinniśmy porozmawiać z mamą…

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Naprawdę to powiedziałeś?

Uśmiechnął się blado.

– Chyba przesadziliśmy wszyscy…

Nie wierzyłam własnym uszom. Może w końcu coś się zmieni?

Od tamtego dnia relacje z teściową nie były idealne, ale przynajmniej wiedziała już, że nie pozwolę sobą pomiatać. Zaczęłam walczyć o siebie i swój spokój.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet codziennie przeżywa podobne upokorzenia? Ile z nas boi się postawić granicę najbliższym? Czy naprawdę musimy wybierać między spokojem a rodziną? Może warto czasem zawalczyć o siebie…