„Mój mąż spędza cały wolny czas z córką z pierwszego małżeństwa” – czuję się niewidzialna, a nasz syn dorasta bez ojca

– Znowu wychodzisz? – zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Michał już stał w przedpokoju, zakładając kurtkę. W ręku trzymał torbę z prezentem dla Julki, swojej córki z pierwszego małżeństwa. Nasz dwuletni synek, Staś, bawił się klockami w salonie, nieświadomy napięcia.

– Obiecałem Julce, że pomogę jej z projektem do szkoły – odpowiedział, unikając mojego wzroku. – Wiesz, jak ona teraz tego potrzebuje.

Chciałam krzyknąć, że my też go potrzebujemy. Że Staś nie rozumie jeszcze, dlaczego tata znika na całe popołudnia i wraca późno wieczorem, kiedy mały już śpi. Że ja nie rozumiem, jak można być tak blisko i jednocześnie tak daleko.

Gdy poznałam Michała, był szczery – miał za sobą trudny rozwód i siedmioletnią córkę. Byłam gotowa na wyzwania patchworkowej rodziny. Ale nie byłam gotowa na to, że będę musiała walczyć o miejsce dla siebie i naszego syna w jego życiu.

Początkowo wszystko układało się dobrze. Michał był czuły, zaangażowany, wspierał mnie w każdej decyzji. To on przekonał mnie do dziecka. „Będziemy wspaniałą rodziną” – powtarzał. Uwierzyłam mu. Ale odkąd Staś przyszedł na świat, coś się zmieniło. Michał coraz częściej znikał u swojej byłej żony pod pretekstem pomocy Julce. „Ona jest w trudnym wieku”, „Potrzebuje mnie bardziej niż Staś teraz” – słyszałam wciąż te same argumenty.

Wczoraj wieczorem próbowałam z nim porozmawiać.

– Michał, Staś cię potrzebuje. Ja też. Czuję się samotna – powiedziałam cicho.

Westchnął ciężko.

– Rozumiem cię, naprawdę. Ale Julka… Ona jest pogubiona po rozwodzie. Jej matka sobie nie radzi. Muszę być przy niej.

– A my? – zapytałam bezradnie. – Czy my nie jesteśmy twoją rodziną?

Nie odpowiedział od razu. Patrzył gdzieś ponad moją głową.

– Jesteście. Ale Staś jest jeszcze mały. On nawet nie pamięta, czy byłem dziś czy jutro. Nadrobię to, jak podrośnie.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Jakby nasz syn był mniej ważny tylko dlatego, że jeszcze nie potrafi wyrazić tęsknoty za ojcem.

Dziś znowu zostałam sama z dzieckiem i narastającym żalem. Próbowałam zająć się domem, ugotować obiad, pobawić się ze Stasiem – ale w głowie wciąż miałam obraz Michała śmiejącego się z Julką na zdjęciach przesyłanych przez jego byłą żonę na WhatsAppie.

Moja mama mówi: „Musisz być cierpliwa. On wróci do was”. Przyjaciółka radzi: „Postaw sprawę jasno, albo on się opamięta, albo będziesz żyła w cieniu jego przeszłości”.

Wieczorem Staś zasypia wtulony we mnie. Wpatruję się w sufit i zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była przewidzieć, że zawsze będziemy tylko dodatkiem do jego pierwszej rodziny?

Kilka dni temu spotkałam przypadkiem byłą żonę Michała pod przedszkolem Julki.

– Wiesz, on naprawdę stara się być dobrym ojcem – powiedziała niespodziewanie łagodnie. – Ale czasem mam wrażenie, że próbuje naprawić coś, czego nie da się już naprawić.

Zastanawiam się nad jej słowami. Może Michał rzeczywiście próbuje odkupić winy za rozpad pierwszego małżeństwa? Może boi się, że Julka go odrzuci, jeśli nie będzie przy niej na każde skinienie?

Ale co z nami? Czy nasza rodzina musi być zawsze na drugim miejscu?

Wczoraj Staś po raz pierwszy zapytał: „Gdzie jest tata?” Nie umiałam mu odpowiedzieć bez łez w oczach.

Wieczorem Michał wrócił późno. Zmęczony, rozdrażniony.

– Julka miała atak paniki przed sprawdzianem – tłumaczył się od progu.

– A Staś miał dziś gorączkę – odpowiedziałam chłodno.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś?

– Bo i tak byś nie odebrał – wyszeptałam.

Cisza między nami była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią.

Nie wiem już, jak do niego dotrzeć. Nie chcę być tą złą macochą, która każe wybierać między dziećmi. Ale nie chcę też być niewidzialna dla własnego męża.

Czasem myślę o odejściu. O tym, jakby to było zacząć wszystko od nowa – tylko ze Stasiem. Ale potem przypominam sobie te nieliczne chwile, kiedy jesteśmy razem i naprawdę szczęśliwi. Czy to wystarczy?

Może powinnam zawalczyć o nas mocniej? A może pogodzić się z tym, że zawsze będziemy tylko „drugą rodziną”?

Patrzę na śpiącego synka i pytam siebie: czy naprawdę tak musi wyglądać miłość? Czy można kochać dwoje dzieci tak nierówno? Czy ktoś z was też czuł się kiedyś niewidzialny we własnej rodzinie?