Sekret, który dzielimy tylko we dwoje – historia o winie, miłości i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się od krzyku. Pamiętam tamten wieczór, jakby wydarzył się wczoraj. Mama wbiegła do mojego pokoju, trzęsąc się ze złości i strachu, a ja siedziałam na podłodze, z telefonem w dłoni, próbując nie płakać. – Znowu byłaś z tym Bartkiem?! – wrzasnęła. – Przysięgałaś, że to koniec! – Mamo, to nie twoja sprawa! – odkrzyknęłam, choć wiedziałam, że to kłamstwo. Wszystko było jej sprawą. Wszystko było sprawą całej naszej rodziny.
Miałam wtedy siedemnaście lat i byłam przekonana, że wiem wszystko o życiu. Bartek był moją pierwszą wielką miłością – starszy ode mnie o pięć lat, z tatuażami na przedramionach i spojrzeniem, które sprawiało, że miękły mi kolana. Mama mówiła, że to chłopak z marginesu. Ojciec nawet nie chciał słyszeć jego imienia. Ale ja… ja widziałam w nim coś więcej. Może dlatego tak bardzo chciałam udowodnić wszystkim, że się mylą.
W naszym domu nigdy nie było łatwo. Ojciec – inżynier z Poznania, wiecznie nieobecny duchem, a obecny tylko wtedy, gdy trzeba było kogoś skarcić. Mama – nauczycielka polskiego w liceum, wymagająca i surowa. Młodszy brat, Michał, wiecznie chory i absorbujący całą uwagę rodziców. Ja byłam tą „trudną”, tą „zbuntowaną”.
Pewnego dnia wróciłam do domu późno. W kuchni czekał na mnie ojciec. – Siadaj – powiedział chłodno. – Dostałem telefon ze szkoły. Podobno widziano cię na wagary z Bartkiem. Wiesz, co to znaczy dla naszej rodziny? – Tata… – zaczęłam, ale przerwał mi gestem ręki. – Nie chcę słuchać tłumaczeń. Masz zakaz wychodzenia z domu do odwołania.
Zamknęłam się w pokoju i płakałam całą noc. Bartek pisał do mnie setki wiadomości: „Uciekniemy stąd”, „Nie pozwól im sobą rządzić”, „Jesteś silniejsza niż myślisz”. Wierzyłam mu. Wierzyłam w nas.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
To był szok. Siedziałam na zimnej podłodze w łazience z testem ciążowym w ręku i czułam, jak świat wali mi się na głowę. Bartek był przerażony. – Musisz coś z tym zrobić – powiedział cicho przez telefon. – Nie jestem gotowy na dziecko…
Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć rodzicom. Mama by tego nie przeżyła, ojciec wyrzuciłby mnie z domu. Przez kilka dni chodziłam jak zombie, aż w końcu zwierzyłam się mojej przyjaciółce, Magdzie. – Musisz komuś zaufać – powiedziała stanowczo. – Może ciotka Basia? Ona zawsze była po twojej stronie.
Ciotka Basia była siostrą mamy, pielęgniarką w szpitalu na Jeżycach. Zawsze mówiła prawdę prosto w oczy i nie bała się żadnych tematów tabu. Kiedy usłyszała moją historię, przytuliła mnie mocno i powiedziała: – Dziecko, to nie koniec świata. Ale musisz podjąć decyzję sama.
Przez kolejne dni ukrywałam się u niej pod pretekstem korepetycji z biologii. Bartek coraz rzadziej odbierał telefon. W końcu przestał odpisywać w ogóle.
Któregoś wieczoru ciotka Basia usiadła obok mnie na kanapie i zapytała: – Wiesz już, co chcesz zrobić? – Nie wiem… Boję się wszystkiego – wyszeptałam.
Wtedy wydarzyło się coś, czego nigdy nie zapomnę. Do mieszkania ciotki przyszła moja mama. Zobaczyła mnie zapłakaną i natychmiast domyśliła się prawdy. Najpierw była cisza, potem wybuchła awantura.
– Jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić?! – krzyczała mama tak głośno, że sąsiedzi pewnie słyszeli wszystko przez ściany.
– Mamo… ja nie chciałam…
– Nie chciałaś?! To trzeba było myśleć wcześniej! Co powiem ojcu? Co powiem ludziom w pracy? Co powie twoja babcia?!
Ciotka próbowała ją uspokoić, ale mama była nie do zatrzymania. Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Następnego dnia ojciec przyszedł do ciotki Basi po pracy. Był blady jak ściana i miał łzy w oczach – pierwszy raz widziałam go takiego bezradnego.
– Zawiodłem jako ojciec – powiedział cicho.
– To nie twoja wina…
– Może gdybym był bardziej obecny…
Przez kolejne tygodnie trwała domowa wojna. Mama przestała ze mną rozmawiać, ojciec zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Michał patrzył na mnie z wyrzutem i lękiem.
W końcu podjęłam decyzję o aborcji.
Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie tamten wybór. Ciotka Basia była przy mnie przez cały czas – trzymała mnie za rękę przed zabiegiem i po nim. Mama nie przyszła nawet do szpitala.
Po wszystkim wróciłam do domu jak cień samej siebie. Bartek wyjechał do Niemiec i nigdy więcej się nie odezwał.
Minęły lata. Skończyłam studia na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, poznałam Pawła – mojego obecnego męża, urodziłam dwójkę dzieci. Mama nigdy już nie była taka sama; nasza relacja pozostała chłodna i pełna niedopowiedzeń.
Pewnej nocy, kiedy siedziałam przy łóżku chorego Michała (walczył wtedy z depresją), mama weszła do pokoju i usiadła obok mnie bez słowa.
– Przepraszam – wyszeptała po długiej chwili ciszy.
– Za co?
– Za wszystko… Za to, że cię zostawiłam wtedy samą.
Poczułam łzy na policzkach i pierwszy raz od lat przytuliłyśmy się naprawdę szczerze.
Dziś wiem jedno: sekrety niszczą rodziny bardziej niż najgorsze błędy młodości. Gdybyśmy wtedy potrafili rozmawiać… Może wszystko potoczyłoby się inaczej?
Czasem patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się: czy będę umiała być dla nich lepszą matką? Czy potrafię wybaczyć sobie tamtą dziewczynę sprzed lat?
A Ty? Czy masz w swoim życiu sekret, który dzielisz tylko z jedną osobą? Czy można naprawdę zacząć od nowa?