Nie będę służącą obcych, nawet jeśli mają moje nazwisko – historia Magdy z Gdańska

Drzwi trzasnęły z hukiem, a ja aż podskoczyłam, trzymając w rękach miskę z gorącą zupą. – Magda! – rozległ się głos mojego męża, Pawła, zanim jeszcze zdążyłam postawić obiad na stole. – Mama przyjechała z ciotką i zostają na kilka dni! – oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

W tej jednej chwili poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Był czwartek, wróciłam z pracy w szpitalu po 12-godzinnej zmianie, a jedyne o czym marzyłam, to gorąca kąpiel i cisza. Zamiast tego – gwar, śmiechy i walizki rozstawione w przedpokoju. Teściowa, pani Halina, już rozkładała swoje rzeczy na moim łóżku. Ciotka Zosia rozsiadła się w salonie i zaczęła komentować: – O, widzę, że firanki nieprane od świąt.

– Dzień dobry – wymamrotałam, próbując ukryć zmęczenie.

– Magda, kochanie, zrobisz nam herbaty? I może coś słodkiego do tego? – rzuciła teściowa tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Paweł nawet nie spojrzał mi w oczy. – No, Magda, mama miała ciężką podróż z Elbląga. Pomóż im się rozgościć.

W środku aż się zagotowałam. Przez kolejne dni dom zamienił się w hotel. Teściowa codziennie miała nowe uwagi: a to za mało soli w zupie, a to okna brudne, a to „biedny Paweł” chodzi w wygniecionych koszulach. Ciotka Zosia przeglądała moje rzeczy w łazience i komentowała: – Tyle tych kremów, a i tak zmęczona wyglądasz.

W piątek wieczorem miałam umówione spotkanie z przyjaciółką, której nie widziałam od miesięcy. Gdy zaczęłam się szykować, teściowa weszła bez pukania do sypialni:
– Gdzie idziesz? Zostawisz nas same? Paweł mówił, że upieczesz sernik na jutro.
– Nie umawiałam się na żadne pieczenie – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale rodzina jest najważniejsza! – podniosła głos ciotka Zosia zza drzwi.

Zeszłam do kuchni, gdzie Paweł siedział z telefonem.
– Paweł, czy ty naprawdę uważasz, że mam rzucić wszystko i być tu na każde skinienie twojej mamy?
– Magda, nie przesadzaj. To tylko kilka dni. Mama się stara…
– Stara się? Przecież ona traktuje mnie jak służącą! Nawet nie pyta, czy mam czas albo siłę!
– Przestań robić sceny – syknął i wyszedł.

Wróciłam do sypialni i rozpłakałam się w poduszkę. Czułam się jak intruz we własnym domu. Następnego dnia rano obudziły mnie głośne rozmowy w kuchni.
– Magda! – krzyknęła teściowa. – Zrób nam jajecznicę i kawę! Paweł lubi tak na śniadanie.

Zeszłam na dół i powiedziałam stanowczo:
– Dziś śniadanie każdy robi sobie sam. Idę pobiegać.
– Jak to?! – oburzyła się ciotka Zosia. – W moim domu takie rzeczy byłyby nie do pomyślenia!
– To nie jest pani dom – odpowiedziałam cicho, ale wyraźnie.

Wróciłam po godzinie i zobaczyłam Pawła stojącego w przedpokoju z miną obrażonego dziecka.
– Co ty wyprawiasz? Mama jest załamana twoim zachowaniem!
– A ja jestem załamana tym, że nikt nie pyta mnie o zdanie! Czy ja tu jestem tylko od gotowania i sprzątania?

Wieczorem wybuchła awantura. Teściowa płakała przy stole:
– Ja tylko chciałam pomóc… A ona traktuje mnie jak obcą!
Ciotka Zosia dorzuciła swoje:
– Wstyd! Kiedyś kobieta wiedziała, co do niej należy!

Paweł patrzył na mnie z wyrzutem:
– Nie możesz być choć trochę milsza? To moja rodzina!
– A ja? Ja nie jestem twoją rodziną?

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Teściowa przestała się do mnie odzywać, ciotka Zosia ostentacyjnie trzaskała drzwiami szafek. Paweł milczał lub wychodził z domu.

W niedzielę wieczorem zebrałam się na odwagę i usiadłam naprzeciwko teściowej:
– Pani Halino, proszę mnie wysłuchać. Nie jestem pani służącą. Mam swoją pracę, swoje życie i swoje granice. Jeśli ktoś tu jest gościem – powinien mieć szacunek dla gospodarzy.

Teściowa spojrzała na mnie lodowato:
– Ty nigdy nie będziesz prawdziwą rodziną dla Pawła.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek wcześniej. Ale wiedziałam już jedno: jeśli teraz nie postawię granic, nigdy nie będę szczęśliwa.

Po ich wyjeździe Paweł długo milczał. W końcu powiedział:
– Może powinniśmy zrobić sobie przerwę…
Zgodziłam się bez słowa. Przez kolejne tygodnie mieszkałam sama. Było mi ciężko, ale pierwszy raz od dawna czułam spokój.

Dziś wiem jedno: nie pozwolę już nikomu traktować siebie jak mebla czy darmową pomoc domową tylko dlatego, że „rodzina”.

Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że szacunek należy się każdemu – nawet jeśli nosi to samo nazwisko? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?