Zdrada wśród czterech ścian: Czy naprawdę powinnam była słuchać mamy?

— Nie zapominaj, że ludzie są tylko ludźmi, Marto. Nawet ci najbliżsi potrafią zranić — powtarzała mi mama, kiedy byłam nastolatką. Wtedy przewracałam oczami i obiecywałam sobie, że nie będę żyła według jej zasad. Przecież świat się zmienił, a ja nie zamierzałam zamykać się w czterech ścianach nieufności. Ale teraz, stojąc w kuchni z kubkiem zimnej już kawy, patrząc na śpiącego w łóżeczku synka, te słowa wracają do mnie jak echo. Czy naprawdę powinnam była słuchać mamy?

Macierzyństwo przyszło do mnie nagle, choć planowaliśmy z Michałem dziecko od dawna. Kiedy urodził się Staś, wszystko się zmieniło. Michał wrócił do pracy niemal natychmiast, a ja zostałam sama z noworodkiem, zmęczona, niewyspana i coraz bardziej zagubiona. Moja mama mieszkała daleko, a ja uparcie twierdziłam, że dam sobie radę sama. Wtedy pojawiła się Kasia — moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum.

— Marta, musisz wyjść do ludzi! — przekonywała mnie przez telefon. — Albo chociaż pozwól mi przyjść do siebie. Przyniosę ci coś dobrego i pogadamy.

Zgodziłam się bez wahania. Potrzebowałam kogoś, kto mnie wysłucha, kto przypomni mi, że poza pieluchami i karmieniem istnieje jeszcze świat dorosłych rozmów. Kasia była zawsze tą osobą, która potrafiła rozbawić mnie do łez i sprawić, że nawet najgorszy dzień wydawał się lżejszy.

Zaczęła przychodzić coraz częściej. Przynosiła domowe ciasto, czasem ugotowała obiad, żartowała z Michałem, kiedy wracał z pracy. Początkowo cieszyłam się, że mam taką przyjaciółkę — pomocną, ciepłą, zawsze gotową wesprzeć. Ale z czasem zaczęłam zauważać coś niepokojącego.

— Michał jest naprawdę świetnym facetem — powiedziała pewnego dnia Kasia, kiedy siedziałyśmy razem na balkonie. — Zazdroszczę ci trochę tej waszej bliskości.

Zaśmiałam się wtedy nerwowo i zmieniłam temat. Ale od tamtej pory zaczęłam patrzeć na ich relację inaczej. Michał był uprzejmy dla Kasi, czasem nawet zbyt uprzejmy. Zdarzało się, że zostawali sami w kuchni, kiedy ja usypiałam Stasia. Słyszałam ich śmiech i czułam ukłucie niepokoju.

— Nie przesadzaj — mówiłam sobie w myślach. — Przecież to twoja przyjaciółka i twój mąż. Ufasz im.

Ale z każdym dniem to uczucie narastało. Pewnego wieczoru, kiedy Staś w końcu zasnął, zeszłam do kuchni po wodę i zobaczyłam Kasię i Michała siedzących bardzo blisko siebie przy stole. Ich rozmowa ucichła na mój widok.

— Co takiego? — zapytałam z wymuszonym uśmiechem.

— Nic ważnego — odpowiedziała Kasia szybko. — Po prostu rozmawialiśmy o pracy Michała.

Nie drążyłam tematu. Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w oddech śpiącego obok męża i zastanawiając się, czy to tylko moja wyobraźnia płata mi figle.

Kilka dni później znalazłam w telefonie Michała wiadomość od Kasi: „Dziękuję za wczoraj. Jesteś niesamowity”. Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Próbowałam sobie wmówić, że to nic nie znaczy, że pewnie chodziło o jakąś przysługę albo żart. Ale nie mogłam już dłużej udawać.

Wieczorem usiadłam z Michałem w salonie.

— Muszę cię o coś zapytać — zaczęłam drżącym głosem. — Co łączy cię z Kasią?

Michał spojrzał na mnie zaskoczony.

— O czym ty mówisz? Przecież to twoja przyjaciółka.

— Wiem, ale… widzę jak na siebie patrzycie. Wiem o wiadomościach.

Zapadła cisza. Michał spuścił wzrok.

— Marta… To nic takiego. Kasia po prostu… ona jest samotna ostatnio. Chciałem jej pomóc.

— Pomóc? — przerwałam mu ostro. — Pomóc czy pocieszyć?

Wybuchłam płaczem. Wszystko we mnie pękło: zmęczenie, samotność, strach przed utratą rodziny. Michał próbował mnie objąć, ale odepchnęłam go.

Następnego dnia zadzwoniłam do Kasi.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam bez ogródek.

Spotkałyśmy się w pobliskiej kawiarni. Kasia przyszła spóźniona i wyglądała na spiętą.

— Marta… przepraszam — zaczęła od razu. — Nie chciałam… To wszystko wymknęło się spod kontroli.

— Co się wymknęło? — zapytałam chłodno.

Kasia spuściła głowę.

— Zakochałam się w Michale. Wiem, że to niewybaczalne… Ale on był dla mnie taki dobry, kiedy czułam się samotna…

Siedziałam w milczeniu, próbując poukładać myśli. Z jednej strony chciałam ją znienawidzić, z drugiej — czułam żal do siebie samej. Przecież to ja otworzyłam przed nią drzwi mojego domu i serca.

Po tej rozmowie zerwałam kontakt z Kasią. Michał zapewniał mnie o swojej miłości i obiecywał poprawę, ale coś we mnie pękło na zawsze. Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par, próbując odbudować zaufanie. Ale cień zdrady pozostał między nami jak niewidzialna ściana.

Dziś Staś ma już dwa lata i coraz częściej pytam siebie: czy naprawdę powinnam była słuchać mamy? Czy można żyć bez zaufania do ludzi? A może każda zdrada jest tylko powtórzeniem dawnych błędów naszych rodziców?

Czasem patrzę na synka i zastanawiam się: czy uda mi się wychować go tak, by nie musiał bać się ludzi? Czy lepiej nauczyć go ostrożności czy otwartości? Może wy też macie podobne doświadczenia? Jak poradzić sobie z cieniem zdrady i nie zamknąć serca na świat?