Od kiedy widuję wnuka tylko na zdjęciach – dlaczego nie mogę go przytulić?
– Mamo, proszę, nie przychodź dzisiaj. To nie jest dobry moment – głos Pawła w słuchawce był cichy, niemal przepraszający. Stałam już w przedpokoju, z torbą pełną drobiazgów dla małego Antosia. W rękach ściskałam pluszowego misia, którego sama uszyłam.
– Ale przecież dziś są jego pierwsze urodziny! – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Chciałam tylko zobaczyć wnuka, wręczyć mu prezent…
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wiedziałam, że Paweł patrzy na Martę, swoją żonę. Ona zawsze miała ostatnie słowo. Od kiedy Antoś się urodził, widziałam go tylko raz – w szpitalu, przez szybę. Potem już tylko zdjęcia na Messengerze, czasem krótkie filmiki. Nigdy nie mogłam go przytulić, poczuć jego zapachu, usłyszeć śmiechu.
– Marta nie czuje się gotowa na odwiedziny – powiedział w końcu Paweł. – Proszę, zrozum to.
Zrozum to. Ile razy już to słyszałam? Zrozum, że Marta potrzebuje spokoju. Zrozum, że nie chce nikogo widzieć. Zrozum, że… jestem problemem?
Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Przed oczami stanął mi obraz sprzed lat: ja i Paweł na placu zabaw, jego małe rączki obejmujące moją szyję. Byłam wtedy wszystkim dla niego. Teraz byłam nikim.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Basia.
– I co? Byłaś u nich?
– Nie wpuścili mnie – odpowiedziałam drżącym głosem.
– To już przesada! – Basia aż syknęła z oburzenia. – Przecież jesteś babcią! Masz prawo widywać wnuka!
– Ale może rzeczywiście coś zrobiłam nie tak…
Przez kolejne dni analizowałam każde spotkanie z Martą. Może nie powinnam była radzić jej, jak przewijać dziecko? Może powinnam była milczeć, gdy mówiła o karmieniu piersią? Może moje żarty o „nowoczesnych matkach” były zbyt kąśliwe?
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i napisałam do Marty wiadomość:
„Marto, bardzo mi zależy na kontakcie z Antosiem i z Wami. Jeśli coś zrobiłam źle, przepraszam. Chciałabym to naprawić. Proszę, daj mi szansę.”
Odpowiedź przyszła po kilku godzinach:
„Dziękuję za wiadomość. Na razie potrzebujemy spokoju. Proszę to uszanować.”
Zamknęłam oczy i poczułam się tak, jakby ktoś zamknął przede mną drzwi do własnego życia.
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki opowiadały o swoich wnukach: o pierwszych krokach, o wspólnych spacerach po parku, o rysunkach na lodówce. Ja miałam tylko zdjęcia w telefonie i pustkę w sercu.
Któregoś dnia spotkałam Pawła na rynku.
– Synku…
– Mamo, proszę cię… Nie rób sceny – szepnął nerwowo, rozglądając się wokół.
– Chcę tylko wiedzieć, dlaczego mnie odrzucacie? Co wam zrobiłam?
Paweł spuścił wzrok.
– Marta czuje się przytłoczona twoją obecnością. Mówi, że za bardzo się wtrącasz…
– Ale ja tylko chciałam pomóc!
– Wiem… Ale ona tego nie chce. Musisz to zaakceptować.
Patrzyłam na niego i czułam, jakby ktoś wyciął mi serce.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła sąsiednich domów. Wyobrażałam sobie Antosia bawiącego się na dywanie, Martę czytającą mu bajki, Pawła układającego go do snu. W tym obrazie nie było dla mnie miejsca.
Basia próbowała mnie pocieszać:
– To minie. Kiedyś się opamiętają.
Ale czas mijał, a nic się nie zmieniało.
W święta wysłałam im paczkę z prezentami. Dostałam krótką wiadomość: „Dziękujemy”.
W końcu przestałam pisać i dzwonić. Przestałam walczyć o miejsce w ich życiu.
Czasem spotykam Martę z wózkiem w parku. Przechodzi obok mnie bez słowa, jakbym była powietrzem.
Czuję się jak duch we własnej rodzinie.
Każdego dnia pytam siebie: czy naprawdę bycie babcią oznacza samotność? Czy można naprawić coś, co pękło tak głęboko?
Może powinnam była milczeć częściej? Może powinnam była być mniej obecna? A może to po prostu los?
Patrzę na zdjęcie Antosia i pytam: „Czy kiedyś będziesz chciał mnie poznać? Czy jeszcze mam szansę być częścią twojego życia?”