„Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?” – Prawda o teściowej, która została sama w swoje urodziny
– Aniu, czy naprawdę musimy ją zapraszać? – głos mojego męża, Piotra, drżał lekko, gdy staliśmy w kuchni nad parującym garnkiem rosołu.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Piotrze, to twoja mama. Przecież zawsze przyjeżdża na moje urodziny.
Westchnął ciężko, patrząc przez okno na szarą, listopadową wieś. – Wiesz, jak to się kończy. Znowu będzie narzekać, że dzieci hałasują, że jedzenie za tłuste, a potem powie coś przykrego twojej mamie.
Zacisnęłam dłonie na ściereczce. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z poprzednich lat: teściowa, pani Helena, zawsze elegancka, z wiecznym cieniem niezadowolenia na twarzy. Ale przecież to jej rodzina. Moja rodzina.
– Piotrze, nie mogę jej nie zaprosić. To byłoby okrutne – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z dylematem i zapachem pieczonego sernika.
Przez kolejne dni przygotowywałam się do urodzin z mieszanką ekscytacji i niepokoju. Zaprosiłam wszystkich: moją mamę, siostrę Kasię z rodziną, kuzynkę Marysię i jej dzieciaki. Piotr miał zadzwonić do swojej mamy. Wieczorem zapytałam:
– I co? Helena przyjedzie?
Wzruszył ramionami. – Mówiła, że nie czuje się najlepiej. Może lepiej, żeby została w domu.
Coś mnie ukłuło w sercu. – Ale…
– Aniu, ona sama tak powiedziała. Nie rób sobie wyrzutów.
Uwierzyłam mu. Chciałam wierzyć.
W dzień urodzin dom tętnił życiem. Dzieci biegały po podwórku, dorośli śmiali się przy stole. Moja mama przyniosła domowy chleb, Kasia upiekła szarlotkę. Było gwarno, ciepło i… pełno. Ale gdzieś w środku czułam pustkę.
Wieczorem, gdy wszyscy już odjechali, usiadłam z kubkiem herbaty i spojrzałam na telefon. Ani jednego SMS-a od Heleny. Ani życzeń.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka z miasta.
– Aniu… słyszałam, że miałaś urodziny! Wszystkiego najlepszego! – powiedziała z entuzjazmem.
– Dziękuję, Zosiu…
– A Helenka? Była u was?
Zamarłam. – Nie… Piotr mówił, że źle się czuła.
Zosia westchnęła ciężko. – Wiesz… ona cały dzień siedziała sama w mieszkaniu. Mówiła mi przez telefon, że nikt do niej nie zadzwonił. Nawet Piotr.
Poczułam lodowaty dreszcz na plecach.
Wieczorem czekałam na Piotra w kuchni. Gdy wrócił z pracy, spojrzałam mu prosto w oczy.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś do mamy?
Zmieszał się. – Zapomniałem… Byłem zajęty przygotowaniami…
– Ale przecież to twoja mama! Siedziała sama cały dzień! Nawet nie zadzwoniłeś z życzeniami!
Piotr spuścił głowę. – Myślałem… myślałem, że ona już nie chce z nami być. Zawsze jest niezadowolona…
– A może po prostu czuje się samotna? Może czekała na ten jeden telefon?
Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – jak bardzo bolało mnie każde zapomniane święto.
Następnego dnia pojechałam do miasta. Helena otworzyła drzwi powoli, jakby nie spodziewała się nikogo.
– Dzień dobry…
– Dzień dobry, mamo – powiedziałam cicho.
Stałyśmy przez chwilę w milczeniu.
– Przepraszam, że nie przyszłam… – zaczęła niepewnie.
– To my powinniśmy przeprosić – przerwałam jej. – Nikt do pani nie zadzwonił…
Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.
– Już się przyzwyczaiłam…
Usiadłyśmy razem przy stole. Przyniosłam jej kawałek sernika i trochę kwiatów z ogrodu.
– Wie pani… ja czasem też czuję się samotna – powiedziałam nagle. – Ale wtedy przypominam sobie, że rodzina to nie tylko święta i spotkania przy stole. To też pamięć o sobie na co dzień.
Helena spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Myślisz, że jeszcze kiedyś będziemy rodziną? Taką prawdziwą?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Wróciłam do domu zamyślona. Wieczorem usiedliśmy z Piotrem przy kuchennym stole.
– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Nie możemy pozwolić, żeby każdy zamykał się w swoim świecie i udawał, że wszystko jest w porządku.
Piotr skinął głową ze smutkiem.
Od tamtej pory staram się pamiętać o Helenie każdego dnia – czasem wystarczy krótki telefon albo wspólna kawa w mieście. Ale ciągle boję się, że coś już zostało bezpowrotnie stracone.
Czy naprawdę tak łatwo zapominamy o tych, którzy nas wychowali? Czy wystarczy jeden zapomniany telefon, by rozpadło się to, co budowaliśmy latami?