Po latach wyrzeczeń kupiłam dom. Wtedy pojawił się mój były mąż z prośbą, która zmieniła wszystko…

— Nie wierzę, że to się dzieje — powtarzałam w myślach, patrząc na klucz w mojej dłoni. Stałam przed drzwiami mojego nowego domu, z sercem bijącym jak szalone. Przez lata pracowałam na to marzenie: dwie prace, wieczne zmęczenie, rezygnacja z wakacji, nowych ubrań, nawet kawy na mieście. Wszystko po to, by w końcu mieć coś swojego.

Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klucz. Zapach świeżo pomalowanych ścian uderzył mnie w twarz. Puste pokoje odbijały echo moich kroków. — To moje miejsce. Moje — wyszeptałam, nie mogąc powstrzymać łez wzruszenia.

Nie zdążyłam nawet rozpakować walizek, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona spojrzałam przez wizjer. Stał tam on — Paweł. Mój były mąż. Człowiek, którego nie widziałam od pięciu lat. Człowiek, który zostawił mnie z długami i złamanym sercem.

— Cześć, Aniu — powiedział cicho, jakby bał się własnego głosu.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego teraz?”

— Co ty tu robisz? — zapytałam ostrożnie, otwierając drzwi tylko na szerokość łańcucha.

Paweł wyglądał inaczej niż go zapamiętałam. Zmęczony, przygarbiony, z siwymi pasmami we włosach. Ale jego oczy… Nadal te same. Smutne i błagalne.

— Muszę z tobą porozmawiać. Proszę…

Wpuściłam go do środka, choć każda komórka mojego ciała krzyczała, żebym tego nie robiła. Usiadł na krześle w kuchni, a ja stałam oparta o blat, z założonymi rękami.

— Aniu… Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić. Ale jestem w bardzo złej sytuacji. Straciłem pracę, mieszkanie… Nie mam gdzie się podziać. — Jego głos drżał.

Poczułam gniew i współczucie jednocześnie. Przypomniały mi się wszystkie noce spędzone na płaczu przez niego. Wszystkie rachunki, które musiałam spłacać sama po jego odejściu.

— Paweł… Po tym wszystkim? Po tym, jak mnie zostawiłeś? — Głos mi się załamał.

— Wiem… Przepraszam cię za wszystko. Ale nie mam nikogo innego. Proszę… Pozwól mi tu zostać chociaż na kilka dni. Do czasu aż znajdę coś dla siebie.

Zapanowała cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i własny przyspieszony oddech.

— To jest mój dom — powiedziałam stanowczo. — Moje miejsce. Pracowałam na to latami.

Paweł spuścił głowę.

— Wiem… I właśnie dlatego proszę cię o pomoc. Tylko kilka dni…

W tamtej chwili poczułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam go wyrzucić za drzwi i nigdy więcej nie oglądać. Z drugiej strony… Byliśmy kiedyś rodziną. Byliśmy małżeństwem przez dziesięć lat.

— Dobrze — powiedziałam w końcu cicho. — Ale tylko kilka dni.

Paweł odetchnął z ulgą.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie pod jednym dachem. Ja chodziłam do pracy, on szukał ofert w internecie i czasem gotował obiad — jakby próbował odkupić winy sprzed lat.

Wieczorami słyszałam jego ciche rozmowy przez telefon. Czasem płakał. Czasem krzyczał do słuchawki: „Nie mam już nic! Rozumiesz?!”

Któregoś wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę Pawła z kimś przez telefon:

— Nie wiem, czy ona mi pomoże… Ale muszę spróbować. To moja ostatnia szansa.

Zamarłam w korytarzu. Czy naprawdę przyszedł tu tylko po pomoc? Czy może ma wobec mnie jakiś plan?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Marta:

— Anka, słyszałam, że Paweł u ciebie mieszka? Zwariowałaś?! Po tym wszystkim?

— Marto… On nie ma nikogo innego.

— A ty masz siebie! Ile jeszcze będziesz ratować ludzi, którzy cię skrzywdzili?

Jej słowa bolały, ale miała rację.

Wieczorem usiedliśmy z Pawłem przy stole.

— Paweł… Powiedz mi prawdę. Po co tu naprawdę przyszedłeś?

Spojrzał mi prosto w oczy.

— Aniu… Straciłem wszystko przez hazard. Mam długi u ludzi, którzy nie żartują. Jeśli mi nie pomożesz… Nie wiem, co się ze mną stanie.

Poczułam zimny dreszcz na plecach.

— Chcesz ode mnie pieniędzy?

— Nie! Nie chcę cię okradać ani wykorzystywać… Po prostu nie mam dokąd pójść.

Przez całą noc nie mogłam spać. W głowie miałam słowa siostry i wspomnienia dawnych krzywd. Rano podjęłam decyzję.

— Paweł — powiedziałam stanowczo — musisz odejść. Pomogę ci znaleźć nocleg na kilka dni i dam ci kontakt do fundacji pomagającej osobom uzależnionym od hazardu. Ale nie mogę pozwolić ci zostać tutaj dłużej.

Spojrzał na mnie z bólem i zawodem w oczach.

— Rozumiem… Przepraszam cię za wszystko.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Usiadłam na podłodze w pustym salonie i rozpłakałam się jak dziecko.

Czy bycie silną kobietą zawsze musi oznaczać samotność? Czy można komuś pomóc bez poświęcania własnego szczęścia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?