Między młotem a kowadłem: miesiąc z matką pod jednym dachem

– Nie potrafisz prowadzić domu! Jak twój mąż to wytrzymuje? – głos mojej matki odbił się echem po kuchni, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Stałam przy zlewie, próbując zmyć naczynia po kolacji, a ona stała za mną z założonymi rękami, obserwując każdy mój ruch.

To był dopiero pierwszy dzień jej pobytu u nas. Matka, Anna Kowalska, poprosiła o tymczasowy dach nad głową na czas remontu swojego mieszkania. Obiecała, że nie będzie się wtrącać w nasze sprawy ani narzucać swoich zasad. Zgodziłam się, choć miałam wątpliwości. W końcu to moja matka – jak mogłam odmówić?

Mój mąż, Tomek, próbował mnie uspokoić. – Daj spokój, Ola. To tylko miesiąc – szepnął mi wieczorem, gdy leżeliśmy już w łóżku. Ale ja wiedziałam, że dla mojej matki miesiąc to wystarczająco dużo czasu, by rozmontować moje poczucie własnej wartości na części pierwsze.

Już następnego ranka zaczęło się od nowa. – Ola, dlaczego nie prasujesz koszul Tomka? – zapytała z wyrzutem, patrząc na stertę ubrań czekających na swoją kolej. – W moich czasach… – zaczęła, ale przerwałam jej stanowczo:

– Mamo, Tomek sam prasuje swoje rzeczy. Tak się umówiliśmy.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jakby właśnie usłyszała największą herezję świata. – I ty to akceptujesz? – zwróciła się do Tomka, który akurat przechodził przez przedpokój.

Tomek tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko. – Tak nam wygodnie.

Ale dla mojej matki to był kolejny dowód na to, że nie nadaję się na żonę i gospodynię. Przez kolejne dni czułam jej wzrok na sobie niemal cały czas. Gdy gotowałam obiad, poprawiała mi przyprawy. Gdy sprzątałam łazienkę, znajdowała smugi na lustrze. Nawet gdy bawiłam się z naszą córką Zosią, potrafiła rzucić kąśliwą uwagę:

– Zamiast siedzieć na podłodze i układać klocki, mogłabyś zrobić porządek w szafkach.

Zosia patrzyła na mnie pytająco. Miała dopiero pięć lat i nie rozumiała jeszcze tych wszystkich napięć między dorosłymi. Ale ja czułam się coraz bardziej przytłoczona.

Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Siedzieliśmy przy stole – ja, Tomek, Zosia i mama. Rozmawialiśmy o przedszkolu Zosi, gdy mama nagle powiedziała:

– Wiesz, Olu, gdybyś była bardziej zorganizowana, może miałabyś więcej czasu dla siebie i rodziny.

Poczułam, jak zbiera mi się łza w oku. – Mamo, robię wszystko najlepiej jak potrafię – powiedziałam cicho.

– Wiem, że się starasz – odparła chłodno – ale czasem to nie wystarcza.

Tomek spojrzał na mnie z troską. Po kolacji wyszliśmy razem na balkon.

– Nie możesz pozwolić jej tak sobą pomiatać – powiedział stanowczo. – Jesteś świetną żoną i matką.

Ale ja nie byłam tego taka pewna. Każde słowo mojej matki wbijało się we mnie jak kolec. Przypomniały mi się czasy dzieciństwa – wieczne poprawianie, krytyka i porównywanie do innych dziewczynek z sąsiedztwa.

Kolejne dni były coraz trudniejsze. Mama zaczęła narzekać nawet na sposób ustawienia talerzy w szafce czy wybór płynu do mycia podłóg. Czułam się jak intruz we własnym domu.

W pewnym momencie Zosia zaczęła powtarzać słowa babci:

– Mama, a dlaczego nie prasujesz tatusiowi koszul?

To był dla mnie cios prosto w serce. Czy naprawdę tak łatwo można przekazać dziecku przekonania o tym, jaka powinna być kobieta?

Wieczorem usiadłam z mamą przy herbacie i zebrałam się na odwagę:

– Mamo, dlaczego ciągle mnie krytykujesz? Przecież obiecałaś się nie wtrącać.

Spojrzała na mnie surowo:

– Chcę dla ciebie dobrze. Chcę, żebyś była szczęśliwa i żeby twoja rodzina była szczęśliwa.

– Ale czy szczęście polega na tym, żeby wszystko było idealnie? Może wystarczy być razem i wspierać się nawzajem?

Mama milczała przez chwilę. W jej oczach zobaczyłam cień smutku.

– Może masz rację… Ale ja inaczej nie umiem – wyszeptała.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko surową matkę, ale też kobietę pełną lęków i niepewności. Może ona też przez całe życie słyszała tylko krytykę?

Ostatnie dni jej pobytu minęły spokojniej. Starałyśmy się unikać drażliwych tematów. Gdy wyprowadzała się do swojego odnowionego mieszkania, przytuliła mnie mocno.

– Przepraszam cię, Olu. Chciałam dobrze… Ale chyba muszę nauczyć się odpuszczać.

Patrzyłam za nią długo przez okno. Czułam ulgę, ale też smutek i żal za tym wszystkim, czego nigdy sobie nie powiedziałyśmy.

Czy kiedykolwiek będę dla niej wystarczająco dobra? Czy potrafię przerwać ten łańcuch krytyki wobec własnej córki? Może czasem trzeba po prostu zaakceptować siebie taką, jaka jestem…