Zadzwoniłam do swatki mojego syna – teraz nie wiem, jak naprawić to, co zrobiłam
– Mamo, co ty zrobiłaś?! – głos Michała drżał z niedowierzania i złości. Stał w progu kuchni, a ja czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. W dłoniach ściskałam kubek z herbatą, który nagle stał się ciężki jak kamień.
Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że robię coś dobrego. Że jestem troskliwą matką, która nie pozwoli swojemu jedynakowi zmarnować życia w samotności. Michał ma już trzydzieści dwa lata, a od dwóch lat nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny. Zawsze był zamknięty w sobie, ale ostatnio coraz częściej widziałam go zamyślonego, smutnego. Pracował dużo, wracał późno, a weekendy spędzał przed komputerem albo na długich spacerach z psem.
– Synku, ja tylko chciałam pomóc… – zaczęłam nieśmiało, ale Michał przerwał mi gwałtownie:
– Pomóc? Zadzwoniłaś do swatki! Do pani Grażyny! Nawet mnie nie zapytałaś! To moje życie!
Wiedziałam, że to był błąd. Ale kiedy kilka dni temu spotkałam panią Grażynę na rynku i usłyszałam, że właśnie szuka odpowiedniej dziewczyny dla syna znajomych, coś we mnie pękło. Zanim się obejrzałam, już umawiałam się z nią na kawę i opowiadałam o Michale – jaki jest dobry, pracowity, tylko taki samotny…
Pani Grażyna obiecała dyskrecję. Ale już następnego dnia zadzwoniła do Michała z propozycją spotkania z „bardzo miłą dziewczyną”. Michał był wściekły. Przyszedł do domu czerwony na twarzy i od razu domyślił się, kto za tym stoi.
– Nie rozumiesz, że to upokarzające? – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Mam trzydzieści dwa lata! Sam sobie poradzę!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież całe życie starałam się być dobrą matką. Po śmierci męża Michał był moim oczkiem w głowie. Bałam się o niego – o to, że zostanie sam, że nie będzie miał nikogo bliskiego. Może za bardzo się bałam?
Wieczorem długo siedziałam w kuchni. Wpatrywałam się w zdjęcia na lodówce: Michał jako mały chłopiec z uśmiechem od ucha do ucha, Michał na studiach z paczką przyjaciół… Gdzie podział się ten radosny chłopak? Czy to moja wina?
Następnego dnia próbowałam z nim porozmawiać.
– Michałku, przepraszam… Nie powinnam była się wtrącać. Po prostu martwię się o ciebie.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Mamo, wiem, że chcesz dobrze. Ale musisz mi pozwolić żyć po swojemu. Nie jestem już dzieckiem.
Zrobiło mi się przykro. Przypomniałam sobie własną młodość – jak bardzo denerwowały mnie rady mojej mamy. A jednak teraz powtarzam jej błędy.
Przez kolejne dni Michał był oschły i milczący. Unikał mnie, wychodził wcześniej do pracy i wracał później niż zwykle. W domu panowała cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojej siostry, Krystyny.
– Krysiu, co ja mam robić? Michał mnie nienawidzi…
– Nie przesadzaj – odpowiedziała spokojnie. – Daj mu czas. Każdy musi popełnić własne błędy. Ty już zrobiłaś swoje.
Ale ja nie umiałam tak po prostu czekać. Czułam się winna i samotna jak nigdy dotąd.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy płacz za drzwiami Michała pokoju. Chciałam wejść, przytulić go jak dawniej, ale powstrzymałam się. Może pierwszy raz w życiu zrozumiałam, że muszę pozwolić mu dorosnąć – nawet jeśli to boli.
Kilka dni później Michał przyszedł do kuchni i usiadł naprzeciwko mnie.
– Mamo… Wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Ale musisz mi zaufać. Sam znajdę swoją drogę.
Pokiwałam głową ze łzami w oczach.
– Obiecuję… Już nigdy nie zadzwonię do żadnej swatki.
Uśmiechnął się lekko i po raz pierwszy od dawna poczułam między nami ciepło.
Ale wciąż dręczy mnie pytanie: czy naprawdę można kochać za bardzo? Gdzie kończy się troska matki, a zaczyna kontrola? Czy wy też czasem boicie się o swoich bliskich tak bardzo, że aż przekraczacie granice?