Kiedy dowiadujesz się o ślubie syna od sąsiadki: Moje serce pękło na pół, ale musiałam spojrzeć prawdzie w oczy

— Pani Aniu, a kiedy pani jedzie na ślub syna? — zapytała pani Zosia, poprawiając siatkę z ziemniakami na klatce schodowej. Jej głos był lekki, jakby pytała o pogodę, ale ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ślub syna? Jakiego ślubu? O czym ona mówi? Przecież Michał nie wspominał nawet słowem, że planuje się żenić. Ostatni raz rozmawialiśmy miesiąc temu przez telefon — krótko, rzeczowo, jak zawsze ostatnio. „Mamo, wszystko w porządku, dużo pracy, nie martw się.” I tyle. Żadnych szczegółów, żadnych emocji.

— Ja… jeszcze nie wiem — wydukałam w końcu, próbując się uśmiechnąć. — Michał nic mi nie mówił.

Pani Zosia spojrzała na mnie z zakłopotaniem. — Ojej, to ja chyba coś pomyliłam… Przepraszam, Aniu.

Wróciłam do mieszkania jak we śnie. Drzwi zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem. Oparłam się o ścianę w przedpokoju i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przecież to niemożliwe. Michał zawsze był moim oczkiem w głowie. Wychowywałam go sama po tym, jak Marek odszedł do innej kobiety. Byliśmy tylko we dwoje przez tyle lat. Czy naprawdę mogło dojść do tego, że mój własny syn bierze ślub i nawet mnie nie zaprasza?

Zadzwoniłam do niego od razu. Serca waliło mi jak młotem.

— Michał? — mój głos drżał. — Czy to prawda, że bierzesz ślub?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jego przyspieszony oddech.

— Mamo… Nie chciałem cię martwić. To wszystko wyszło tak nagle… — zaczął tłumaczyć się cicho.

— Nie chciałeś mnie martwić? — przerwałam mu, czując jak narasta we mnie gniew i żal. — A pomyślałeś, jak ja się teraz czuję? Dowiaduję się o twoim ślubie od sąsiadki! Czy ja już nic dla ciebie nie znaczę?

— Mamo, proszę cię… To nie tak… — Michał próbował coś powiedzieć, ale już nie słuchałam. Rozłączyłam się.

Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Przez głowę przelatywały mi obrazy z dzieciństwa Michała: jego pierwszy dzień w przedszkolu, złamane kolano na boisku, wspólne wieczory przy herbacie i rozmowy o wszystkim i o niczym. Gdzie popełniłam błąd? Kiedy zaczęliśmy się od siebie oddalać?

Przez następne dni żyłam jak w letargu. Unikałam ludzi, nie odbierałam telefonów. Nawet moja siostra Basia nie mogła się do mnie dodzwonić.

W końcu przyszła do mnie osobiście.

— Anka, co się z tobą dzieje? Wyglądasz jak cień człowieka! — Basia usiadła obok mnie i mocno mnie przytuliła.

Opowiedziałam jej wszystko. O rozmowie z panią Zosią, o telefonie do Michała, o tym bólu, który rozdzierał mnie od środka.

— Może powinnaś z nim porozmawiać jeszcze raz? — zaproponowała Basia delikatnie. — Może on też cierpi?

— Ale jak mam z nim rozmawiać? On mnie odsunął! Nawet nie chciał mi powiedzieć o najważniejszym dniu swojego życia!

Basia westchnęła ciężko.

— Wiesz… czasem dzieci boją się ranić rodziców bardziej niż cokolwiek innego. Może Michał myślał, że cię chroni?

Nie spałam tej nocy prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo, każdy gest z ostatnich miesięcy. Czy byłam zbyt wymagająca? Czy za bardzo go kontrolowałam? Przypomniałam sobie nasze kłótnie o jego dziewczynę — Kasię. Nie ukrywam, nie byłam nią zachwycona. Wydawała mi się chłodna, zamknięta w sobie. Może to przeze mnie Michał postanowił odsunąć mnie od swojego życia?

Następnego dnia zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego jeszcze raz.

— Michał… Przepraszam za wczoraj. Chciałabym porozmawiać spokojnie. Czy możemy się spotkać?

Zgodził się bez wahania.

Spotkaliśmy się w małej kawiarni niedaleko jego mieszkania. Michał wyglądał na zmęczonego i spiętego.

— Mamo… Wiem, że cię zraniłem — zaczął cicho. — Ale bałem się twojej reakcji. Bałem się kolejnej kłótni o Kasię. Ona jest dla mnie ważna…

Patrzyłam na niego długo w milczeniu.

— Michał… Ja tylko chcę twojego szczęścia — powiedziałam w końcu łamiącym się głosem. — Ale trudno mi pogodzić się z tym, że nie mam już wpływu na twoje życie.

Michał ujął moją dłoń.

— Mamo… Zawsze będziesz dla mnie ważna. Ale muszę żyć po swojemu.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Poczułam ulgę i ból jednocześnie.

— Czy mogę przyjść na wasz ślub? — zapytałam cicho.

Michał uśmiechnął się smutno.

— Oczywiście, mamo. Chciałem ci powiedzieć osobiście… tylko zabrakło mi odwagi.

Wyszłam z kawiarni z ciężkim sercem, ale i z nadzieją. Może jeszcze uda nam się odbudować to, co straciliśmy przez lata milczenia i niedopowiedzeń?

Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych dramatów bierze się z ciszy? Ile słów niewypowiedzianych rani bardziej niż najgorsza kłótnia? Czy potrafimy jeszcze rozmawiać ze sobą naprawdę szczerze?