Zasadził swój podstęp – historia o rodzinnych sekretach, zdradzie i cenie prawdy
— Ty naprawdę myślisz, że możesz mnie tak po prostu okłamywać? — wrzasnęłam, czując jak drżą mi ręce. Stałam w kuchni, a przede mną siedział mój mąż, Artur, z miną niewiniątka. W powietrzu wisiał zapach spalonego mleka i coś jeszcze — coś ciężkiego, czego nie potrafiłam nazwać. Może to był zapach zdrady?
— Aniu, uspokój się — powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. — Przecież to nic wielkiego. Każdy czasem musi coś przemilczeć.
— Przemilczeć?! — powtórzyłam z niedowierzaniem. — To nie jest przemilczenie, tylko podstęp! Zasadziłeś swój podstęp jak chwast w naszym domu i myślałeś, że nie zauważę?
Wiedziałam już wszystko. Odkryłam to przypadkiem, przeglądając stare rachunki w poszukiwaniu gwarancji na pralkę. Znalazłam wyciąg z konta — regularne przelewy do kobiety o imieniu Sylwia. Najpierw myślałam, że to jakaś pomyłka. Potem zobaczyłam wiadomości na jego telefonie. „Dziękuję za wczoraj. Było cudownie.” „Tęsknię za tobą.” Serce mi zamarło.
Przez kilka dni chodziłam jak cień po domu, obserwując Artura i próbując zrozumieć, kiedy to się zaczęło. Nasza córka, Zosia, miała wtedy gorączkę i nie spała po nocach. Syn, Michał, zamykał się w swoim pokoju i słuchał muzyki tak głośno, że drżały ściany. Ja próbowałam trzymać wszystko w ryzach — pracę w szkole, dom, dzieci. Artur coraz częściej wracał późno z pracy. Mówił, że ma nadgodziny. Ja mu wierzyłam.
Aż do tamtego dnia.
— Powiedz mi prawdę — szepnęłam wtedy, patrząc mu prosto w oczy. — Ile to trwa?
Zamilkł na chwilę. Widziałam walkę na jego twarzy: przyznać się czy dalej brnąć w kłamstwo?
— Pół roku — powiedział w końcu. — Ale to nic nie znaczyło…
— Nic nie znaczyło?! — przerwałam mu. — To dlaczego płaciłeś jej czynsz? Dlaczego dawałeś jej pieniądze z naszego konta?
Artur spuścił głowę. Widziałam łzy w jego oczach, ale nie czułam litości. Czułam tylko gniew i upokorzenie.
— Ona… Sylwia… była w trudnej sytuacji. Pomagałem jej…
— Pomagałeś jej? A mnie kto pomagał? Kiedy ja płakałam po nocach ze zmęczenia? Kiedy Zosia miała zapalenie płuc i siedziałam z nią sama w szpitalu? Gdzie wtedy byłeś?
Nie odpowiedział. Wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z moim bólem.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci wyczuwały napięcie, choć starałam się zachowywać normalnie. Michał zaczął wracać coraz później do domu, a Zosia przestała się do mnie przytulać przed snem.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja matka.
— Aniu, co się dzieje? Słyszałam od sąsiadki, że Artur był widziany z jakąś kobietą na mieście…
Zacisnęłam powieki.
— Mamo, proszę cię… Nie teraz.
Ale matka nie dawała za wygraną.
— Wiedziałam! Zawsze był taki… za dobry dla wszystkich oprócz własnej rodziny! Ostrzegałam cię przed nim!
— Mamo! — krzyknęłam i rozłączyłam się.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Sylwia. Jej numer miałam zapisany jako „Sylwia – praca”, bo kiedyś pomagała mi przy organizacji szkolnego festynu.
— Aniu… musimy porozmawiać — powiedziała cicho.
Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku. Sylwia była blada i wyglądała na wystraszoną.
— Nie chciałam tego wszystkiego… On powiedział mi, że jesteście w separacji…
Zaśmiałam się gorzko.
— W separacji? To ciekawe… Bo ja nic o tym nie wiedziałam.
Sylwia spuściła głowę.
— Przepraszam cię… Gdybym wiedziała…
Nie słuchałam już jej tłumaczeń. Wyszłam z kawiarni i poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami.
Wieczorem Artur wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Dzieci były u babci.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole w kuchni.
— Chcę rozwodu — powiedziałam bez emocji.
Artur pobladł.
— Aniu… proszę cię… Zrobiłem błąd… Ale kocham cię…
Pokręciłam głową.
— Nie kochasz mnie. Kochasz wygodę i brak odpowiedzialności. Przez lata udawałeś kogoś innego. Teraz już wiem, kim jesteś naprawdę.
Wybuchnął płaczem. Przez chwilę miałam ochotę go przytulić — tak jak kiedyś, gdy jeszcze byliśmy szczęśliwi. Ale nie mogłam już tego zrobić.
Rozwód ciągnął się miesiącami. Matka powtarzała: „Wiedziałam!”, teściowa dzwoniła z pretensjami: „Jak możesz rozbijać rodzinę przez jedną pomyłkę?” Michał przestał się do mnie odzywać na kilka tygodni; Zosia zaczęła moczyć się w nocy ze stresu.
W pracy wszyscy patrzyli na mnie z litością albo ciekawością. Plotki rozchodziły się szybciej niż ogień po suchych trawach.
Najgorsze były wieczory. Siadałam sama w pustym salonie i patrzyłam na zdjęcia z wakacji: Artur uśmiechnięty nad morzem, dzieci budujące zamki z piasku…
Czasem myślałam: może powinnam mu wybaczyć? Może dla dzieci warto zacisnąć zęby i udawać szczęśliwą rodzinę?
Ale potem przypominałam sobie wszystkie noce samotności i łzy ukradkiem ocierane w łazience.
Po rozwodzie musiałam zacząć wszystko od nowa. Przeprowadziliśmy się do mniejszego mieszkania na obrzeżach miasta. Michał długo miał żal do mnie i do ojca; Zosia potrzebowała terapii dziecięcej.
Pewnego dnia spotkałam Artura na zakupach. Był sam, wyglądał starzej niż go pamiętałam.
— Aniu… przepraszam — powiedział tylko i odszedł bez słowa więcej.
Dziś minęły dwa lata od tamtych wydarzeń. Nadal czasem budzę się w nocy z uczuciem pustki i żalu. Ale nauczyłam się żyć dla siebie i dzieci. Odbudowałam relację z Michałem; Zosia znów się uśmiecha.
Czasem zastanawiam się: czy można było temu zapobiec? Czy gdybym wcześniej zauważyła sygnały, wszystko potoczyłoby się inaczej? A może każdy z nas nosi w sobie taki podstępny chwast — i tylko od nas zależy, czy pozwolimy mu rozrosnąć się w naszym życiu?
Czy wy też kiedyś musieliście wyrywać taki chwast ze swojego serca? Co byście zrobili na moim miejscu?