Dlaczego miałabym się teraz nią opiekować? Poznajcie historię Magdy: walka córki z rodzinną dynamiką i złotym dzieckiem – bratem Michałem

– Magda, dlaczego zawsze musisz robić problemy? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z mokrymi rękami, a Michał, mój brat, siedział przy stole i śmiał się z czegoś na telefonie. Miał wtedy szesnaście lat, ja byłam o dwa lata starsza. Ale to on był tym „złotym dzieckiem”.

– To nie ja rozlałam mleko – odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. Mama nawet nie spojrzała w moją stronę.

– Michał jest zmęczony po treningu. Ty mogłabyś trochę pomóc w domu, zamiast się wiecznie obrażać – rzuciła przez ramię.

To był zwykły dzień w naszym domu w Radomiu. Zwykły dzień, w którym czułam się niewidzialna. Michał był oczkiem w głowie mamy – zawsze pierwszy do pochwał, zawsze usprawiedliwiany. Ja byłam tą drugą. Tą, która miała nie przeszkadzać.

Przez lata nauczyłam się nie oczekiwać niczego. Kiedy dostałam się na studia do Warszawy, mama powiedziała tylko:

– No dobrze, ale kto będzie pomagał w domu?

Michał dostał nowy rower za zdanie matury. Ja – uścisk dłoni i życzenia powodzenia.

W Warszawie poczułam się wolna. Znalazłam pracę w kawiarni, wynajęłam pokój z koleżanką. Czasem dzwoniłam do domu, ale rozmowy były krótkie. Mama pytała o Michała, o jego studia na Politechnice, o jego dziewczynę. O mnie – rzadko.

Minęło kilka lat. Zbudowałam swoje życie: praca w agencji reklamowej, własne mieszkanie na kredyt, kot. Michał został w Radomiu, pracował w firmie ojca. Mama była dumna.

Aż pewnego dnia zadzwonił telefon.

– Magda… – głos mamy był słaby, inny niż zwykle. – Jestem w szpitalu. Lekarze mówią…

Nie dokończyła. Pojechałam do Radomia następnego dnia. Mama leżała na łóżku szpitalnym, blada i zmęczona. Michał siedział przy niej, ale gdy tylko mnie zobaczył, wyszedł bez słowa.

– Magda… ja… – mama spojrzała na mnie z nieznanym mi smutkiem. – Potrzebuję pomocy po wyjściu ze szpitala.

Patrzyłam na nią długo. Przez głowę przelatywały mi wszystkie te lata: jej obojętność, jej chłód, jej wieczne „Michał to”, „Michał tamto”.

– A Michał? – zapytałam cicho.

– On ma pracę… nie może…

Wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka zapytała:

– Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak zawsze byłam tą drugą. O tym, że teraz mama oczekuje ode mnie opieki.

– A czego ty chcesz? – zapytała.

Nie wiedziałam.

Mama wyszła ze szpitala po tygodniu. Michał zadzwonił do mnie:

– Magda, musisz przyjechać i pomóc mamie. Ja mam robotę.

– A ty nie możesz? – zapytałam ostro.

– Przestań robić sceny! Zawsze byłaś problematyczna! – rzucił i się rozłączył.

Pojechałam do Radomia. W mieszkaniu panował chaos: sterty naczyń, nieumyte podłogi. Mama leżała na kanapie.

– Dziękuję, że przyjechałaś – powiedziała cicho.

Przez kolejne dni gotowałam, sprzątałam, robiłam zakupy. Mama była milcząca, czasem patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę:

– Mamo… dlaczego zawsze faworyzowałaś Michała?

Zamilkła na chwilę.

– Nie wiem… Może dlatego, że był słabszy jako dziecko? Bałam się o niego… Ty zawsze dawałaś sobie radę sama.

Poczułam gniew i żal naraz.

– Ale ja też potrzebowałam mamy.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Przepraszam…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez kolejne dni było między nami ciszej niż zwykle.

Po tygodniu wróciłam do Warszawy. Michał zadzwonił tylko raz:

– Dzięki za pomoc.

Mama dzwoni częściej niż kiedyś. Czasem rozmawiamy o pogodzie, czasem o przeszłości. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną taką jak z reklam świątecznych.

Często myślę: czy jestem winna mamie opiekę? Czy można wybaczyć lata obojętności tylko dlatego, że ktoś teraz potrzebuje pomocy?

Może wy też znacie takie historie? Czy ktoś z was musiał kiedyś wybrać między własnym życiem a rodziną?