„Też jestem częścią tej rodziny, czy tylko dodatkiem?” – Jak testament teściowej rozdarł nasze życie
– To niemożliwe… – wyszeptałam, patrząc na notariusza, który właśnie zakończył czytanie testamentu mojej teściowej. W pokoju panowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Mój mąż, Tomek, siedział obok mnie z opuszczoną głową, a jego brat, Paweł, wyprostował się dumnie na krześle, jakby właśnie wygrał los na loterii.
Wszystko. Cały dom w podwarszawskim Piastowie, działka na Mazurach, nawet stara porcelana po prababci – wszystko przypadło Pawłowi. Tomek nie dostał nic. Ani słowa wyjaśnienia, żadnej symbolicznej pamiątki. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przecież przez tyle lat starałam się być dobrą synową, wspierałam teściową w chorobie, gotowałam dla niej rosół w niedziele i znosiłam jej kąśliwe uwagi o moim wychowaniu dzieci. A teraz…?
– To chyba jakaś pomyłka – powiedziałam cicho do Tomka, ściskając go za rękę. On jednak tylko pokręcił głową i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
Po powrocie do domu długo siedzieliśmy w milczeniu. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, nieświadome burzy, która przetaczała się przez nasze życie. W końcu nie wytrzymałam:
– Tomek, musimy coś z tym zrobić! Przecież to niesprawiedliwe! Ty też jesteś jej synem!
– Daj spokój, Anka – westchnął ciężko. – Mama zawsze faworyzowała Pawła. Zawsze był jej oczkiem w głowie.
– Ale dlaczego? Co on takiego zrobił? Przecież to ty się nią opiekowałeś przez ostatnie lata! Paweł nawet nie dzwonił!
Tomek wzruszył ramionami. Widziałam w jego oczach ból i upokorzenie. Wiedziałam, że nie powinnam naciskać, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Czułam się oszukana i zdradzona – nie tylko przez teściową, ale i przez całą rodzinę męża.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie szwagierka, żona Pawła.
– Aniu, mam nadzieję, że nie masz do nas żalu… Wiesz, mama zawsze mówiła, że Paweł lepiej sobie poradzi z majątkiem.
– Lepiej sobie poradzi? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Przecież on nawet nie umie ugotować jajka na twardo! A domem nigdy się nie interesował!
– No cóż… Tak wyszło – usłyszałam w słuchawce i poczułam narastającą złość.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta do granic możliwości. Paweł zaczął już planować remont domu po teściowej i urządzał tam głośne spotkania ze znajomymi. My z Tomkiem czuliśmy się jak intruzi na własnym podwórku. Dzieci pytały, dlaczego nie mogą już jeździć do babci na działkę. Nie umiałam im odpowiedzieć.
Pewnego wieczoru usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Nie mogę tego tak zostawić – powiedziałam stanowczo. – Musimy walczyć o swoje. Może da się podważyć testament?
Tomek spojrzał na mnie smutno.
– Anka… Ja już nie mam siły. Mama wybrała Pawła i musimy to zaakceptować.
– Ale to niesprawiedliwe! – krzyknęłam przez łzy. – Przecież przez tyle lat byliśmy dla niej rodziną! Ty byłeś jej synem!
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Płakałam długo, aż zabrakło mi łez. Czułam się jak ktoś zbędny, jakby całe moje życie w tej rodzinie było tylko dodatkiem do czegoś ważniejszego.
Zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Na święta pojechaliśmy do moich rodziców na Podkarpacie. Dzieci pytały o wujka Pawła i dom babci, ale zmieniałam temat. Tomek zamknął się w sobie jeszcze bardziej.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja mama.
– Aniu, musisz przestać żyć tym żalem. To cię niszczy.
– Ale jak mam przestać? – zapytałam przez łzy. – Przecież to niesprawiedliwe!
– Życie rzadko bywa sprawiedliwe – odpowiedziała cicho mama. – Ale masz rodzinę, która cię kocha. Nie pozwól, żeby testament teściowej odebrał ci szczęście.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam zastanawiać się, czy rzeczywiście nie przesadzam ze swoim żalem. Może powinnam odpuścić? Skupić się na tym, co mam?
Ale potem widzę Tomka – jak patrzy na zdjęcie matki i brata z dzieciństwa i wiem, że jego serce jest złamane. I wtedy znów ogarnia mnie gniew.
Czy naprawdę jestem samolubna? Czy mam prawo walczyć o sprawiedliwość dla mojego męża i dzieci? A może powinnam po prostu pogodzić się z losem i pozwolić przeszłości odejść?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy rodzina to tylko więzy krwi i majątek? Czy może coś więcej? I czy kiedykolwiek poczuję się tu naprawdę jak u siebie?
Czy wy też kiedyś poczuliście się obcy we własnej rodzinie? Jak poradziliście sobie z niesprawiedliwością?