Nie będę już żyć cudzym życiem: Historia Anny z podwarszawskiego Piastowa
— Wyjdź! — krzyknęła moja matka, trzaskając drzwiami kuchni tak mocno, że aż szklanki zadzwoniły w kredensie. Stałam na środku przedpokoju, z walizką w ręku, a serce waliło mi jak młotem. — Wyjdź i nie wracaj, skoro uważasz, że wszystko wiesz najlepiej!
Miałam wtedy trzydzieści dziewięć lat i pierwszy raz od lat poczułam się… wolna. Ale też przerażona. Właśnie powiedziałam matce, że nie zamierzam już dłużej opiekować się ojcem, który od pięciu lat leżał sparaliżowany po udarze. Że nie będę już dłużej służącą dla brata, który wpadał tylko po wypłatę i czyste koszule. Że nie zamierzam rezygnować z własnego życia dla rodziny, która nigdy nie pytała mnie o zdanie.
— Anka, ty chyba zwariowałaś — syknął brat, Michał, stojąc w progu. — Ojciec cię potrzebuje! Matka sobie nie poradzi sama!
— A ja? — zapytałam cicho. — Kto mnie zapytał, czy ja sobie radzę?
W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. Ten sam, który słyszałam przez całe życie, gdy próbowałam mieć własne zdanie. „Anka zawsze była dziwna”, powtarzała matka sąsiadkom. „Zamiast wyjść za mąż i urodzić dzieci, to ona jakieś studia kończyła i po Warszawie się szwendała”.
A ja? Ja po prostu chciałam żyć po swojemu. Ale życie miało inne plany. Po śmierci babci wróciłam do Piastowa, żeby pomóc rodzicom. „Na chwilę”, mówiłam sobie. Ta chwila trwała już siedem lat.
Pracowałam jako nauczycielka polskiego w liceum w Pruszkowie. Codziennie rano biegłam na pociąg, potem do szkoły, potem zakupy, gotowanie, pranie, rehabilitacja ojca. Wieczorami padałam na łóżko i płakałam w poduszkę. Czasem marzyłam, że ktoś mnie uratuje. Ale nikt nie przychodził.
Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego popołudnia. Wróciłam do domu później niż zwykle — korki na S8, autobus się spóźnił. W kuchni czekała matka z miną jakby połknęła cytrynę.
— Gdzie byłaś?! Ojciec się posikał! Michał miał przyjść i pomóc, ale oczywiście nie raczył się zjawić! — wrzeszczała.
— Przepraszam — wymamrotałam automatycznie.
— Zawsze tylko przepraszasz! Nic z ciebie nie ma! Nawet męża nie potrafiłaś sobie znaleźć!
Coś we mnie pękło.
— Dość! — krzyknęłam tak głośno, że sama się przestraszyłam własnego głosu. — Dość! Nie będę już żyć cudzym życiem!
Matka patrzyła na mnie jak na obcą osobę.
— Co ty bredzisz?
— Odchodzę. Wynajmę sobie pokój w Warszawie. Zajmijcie się sobą sami.
— I co? Zostawisz nas na pastwę losu? — Matka zaczęła płakać, ale tym razem jej łzy nie robiły już na mnie wrażenia.
Spakowałam walizkę w dziesięć minut. Michał próbował mnie zatrzymać:
— Anka, nie wygłupiaj się! Przecież to twoja rodzina!
— Moja rodzina nigdy nie była moją rodziną — odpowiedziałam zimno.
Wyszłam na dwór. Było już ciemno i zimno, a ja czułam się jakbym miała zaraz zemdleć. Ale szłam przed siebie.
W Warszawie wynajęłam pokój u starszej pani na Ochocie. Pierwsze noce były koszmarem — budziłam się zlana potem, słysząc w głowie głos matki: „Nic z ciebie nie będzie”.
W pracy nikt nie wiedział o mojej sytuacji. Udawałam twardą, żartowałam z uczniami, ale w środku byłam wrakiem człowieka. Pewnego dnia zasłabłam na lekcji. Karetka zabrała mnie do szpitala.
— Pani Anna? — Lekarka spojrzała na mnie poważnie. — Wyniki są niepokojące. Ma pani anemię i początki depresji. Musi pani zwolnić tempo.
Zaśmiałam się gorzko:
— Nie mam czasu na chorowanie.
— Jeśli pani nie zwolni, organizm sam panią zatrzyma — odpowiedziała lekarka.
Wróciłam do pustego pokoju i pierwszy raz od lat pozwoliłam sobie płakać bez wstydu. Zadzwonił telefon — matka.
— Kiedy wrócisz? Ojciec pytał o ciebie.
— Nie wrócę — powiedziałam cicho. — Musicie sobie poradzić beze mnie.
Rozłączyła się bez słowa.
Przez kolejne tygodnie walczyłam ze sobą. Chciałam wrócić do starego życia, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię — umrę za życia. Zaczęłam chodzić na terapię. Poznałam tam ludzi takich jak ja — zmęczonych życiem dla innych.
Na jednej z sesji poznałam Pawła. Był po rozwodzie, miał dwójkę dzieci i ogromne poczucie winy wobec byłej żony i rodziców.
— Wiesz co jest najgorsze? — zapytał kiedyś podczas spaceru po Polu Mokotowskim. — Że przez lata udawałem kogoś innego tylko po to, żeby wszyscy byli zadowoleni. A ja byłem coraz bardziej martwy w środku.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu.
— Może czas przestać udawać? — zapytałam.
Zaczęliśmy spotykać się częściej. Nie było łatwo — oboje baliśmy się bliskości jak ognia. Ale powoli uczyliśmy się ufać sobie nawzajem i… sobie samym.
Tymczasem w domu rodzinnym sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Michał zadzwonił pewnego wieczoru:
— Matka jest w szpitalu. Przemęczenie i nerwy. Ojciec coraz gorzej mówi… Może jednak wrócisz?
Zadrżałam.
— Michał… przez siedem lat byłam waszą służącą. Teraz czas na waszą odpowiedzialność.
— Jesteś egoistką! — krzyknął i rozłączył się.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W głowie miałam tysiące myśli: czy rzeczywiście jestem egoistką? Czy mam prawo wybrać siebie?
Paweł przytulił mnie mocno:
— Masz prawo żyć swoim życiem, Aniu. Inaczej nikt ci go nie odda.
Zaczęliśmy planować wspólną przyszłość: wyjazd nad morze na weekend, może kiedyś wspólne mieszkanie… Po raz pierwszy od lat poczułam nadzieję.
Pewnego dnia dostałam list od matki:
„Anno,
Nie wiem czy kiedykolwiek mi wybaczysz to wszystko co ci powiedziałam i zrobiłam. Może rzeczywiście byłam dla ciebie za surowa… Ale bałam się o ojca i o siebie. Zawsze byłaś silniejsza ode mnie i chyba dlatego wymagałam od ciebie więcej niż od Michała… Jeśli kiedyś będziesz chciała wrócić – drzwi są otwarte.
Mama”
Płakałam długo nad tym listem. Nie wróciłam do domu rodzinnego – ale pojechałam odwiedzić rodziców w szpitalu. Matka była słaba, ojciec prawie nie mówił, ale gdy zobaczyli mnie w drzwiach – matka rozpłakała się jak dziecko.
— Przepraszam cię, Aniu… Przepraszam za wszystko…
Przytuliłyśmy się pierwszy raz od lat naprawdę szczerze.
Dziś mieszkam z Pawłem na Ursynowie. Uczę polskiego w tej samej szkole – ale już nie jestem wrakiem człowieka. Czasem odwiedzam rodziców i brata – ale już nie pozwalam im wejść sobie na głowę.
Czy żałuję swojej decyzji? Czasem boli mnie serce na myśl o tym wszystkim co straciłam… Ale wiem jedno: już nigdy nie będę żyć cudzym życiem.
A Wy? Czy potrafilibyście postawić wszystko na jedną kartę i wybrać siebie? Czy to egoizm – czy może jedyna droga do prawdziwego życia?